W stopkach reklamujących mojego bloga
wpisuję informację o zamieszczaniu wpisów kontrowersyjnych.
Hmm.... nadszedł czas by trochę namieszać w nieskalanej i
dziewiczej świadomości sportowca. Panie i Panowie sportowcy też
dają w banie! Czasem mocniej, czasem mniej-pomijam w tej chwili
różnych działaczy sportowych, którzy potrafią oblewać
zakończenie kariery przez dwadzieścia lat. Na łamach tabloidów
publikuję się ogromną ilość zdjęć i skandalicznych artykułów
opisujących jak to piłkarze i olimpijczycy popijają sobie
najzdrowszy trunek na świecie i popalają ziółko w celach
leczniczych.
No cóż, im wolno to mi też, dlatego
w ubiegłym tygodniu dobrowolnie poddałem się eksperymentowi-
oczywiście sam go wymyśliłem, taki ze mnie egoista!
Po wypiciu jednego
pseudo-meksykańskiego browarka i szklaneczki whisky rozpocząłem
trening polegający na wykonywaniu minutowych stacji z użyciem
lekkich hantelek. Wrażenia? Rozgrzewka przebiegła całkiem
sprawnie, trzymałem równowagę. Chwila odpoczynku i nagle nadeszło
to na co czekałem, lekka bańka w głowie. Agresja rozsadziła mi
łeb, a chwile później zapierdzielałem jak ruski przecinak.
Wrażenia niespotykane: znikoma odczuwalność zmęczenia, bólu po
kontuzjach nie odnotowałem. Gdy pojawił się kryzys, pokonałem go
wzbudzając w sobie stan ostrego wkur...( znaczy zdenerwowania). Co
najlepsze następnego dnia czułem się świetnie.
Wniosek? Jest możliwe trenowanie i
popijanie. Oczywiście trzeba uważać, by sztanga nie spadła na
głowę podczas wyciskania, ale nie zmienia to faktu, że się da.
Myślę, że mógłbym opracować program treningowy w oparciu o
dietę piwkową dla niektórych piłkarzy. Byliby zadowoleni. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz